Natalia Sosin-Krosnowska znalazła osadników, którzy dzielnie znosili rozczarowania. Uczyli się na błędach. Cierpliwość opłaciła się. Wymarzone domy, ule pełne bzyczących pszczół dały im satysfakcję i ciągle napędzają do działania.
Nikt nie zna całej prawda o życiu daleko od miasta. Nie ma przepisu na szczęśliwe wiejskie życie. Bywa, że nie ma też ciszy, a o spokoju nikt nie słyszał. Przeczytajcie „Ciszę i spokój” zanim westchniecie do zdjęcia z właścicielką agroturystyki, i kawą na leśnej polanie.
Dowiecie się, że takie obrazki to chwile. O nich Natalia Sosin-Krosnowska zaledwie wspomina. Skupiła się na pracy, którą trzeba wykonać żeby instagramowe zdjęcia wprawiały nas w dobry nastrój. Jeśli jest coś, co łączy bohaterów „Ciszy i spokoju” to będzie to praca. Zaangażowanie i pasja, z której budują swoje wiejskie story.
Dlaczego nie rzuciliśmy wszystkiego i nie wyjechaliśmy w Bieszczady? Dlatego, że zbocza
Tarnicy nas nie pomieszczą. „Cisza i spokój” jest o tych ludziach, którzy zaryzykowali i przemeblowali życie. Stopniowo usypywali swoje Bieszczady. Zmiana przyniosła im spełnienie. Są szczęśliwi i mądrzejsi. Chcieć to móc, nawet góry i domy budować.
„Cisza i spokój. Cała prawda o życiu daleko od miasta” cieszy oko. Liczyłam na barwniejsze zdjęcia, ale i tak prezentuje się ładnie. Czkam na książkę, w której osoby urodzone i mieszkające na wsi, opowiedzą jak zasiedlały miasta.