Ale z naszymi umarłymi, Jacek Dehnel
Zamiast iść do przodu cofamy się. Rzucamy kotwicę na mentalnej mieliźnie. W miejscu gdzie umarli sterują żywymi.
„Światu grożą trzy plagi, trzy zarazy.
Pierwsza – to plaga nacjonalizmu.
Druga – to plaga rasizmu.
Trzecia – to plaga religijnego fundementalizmu.
Te trzy plagi mają te samą cechę, wspólny mianownik – jest nim agresywna, wszechwładna, totalna irracjonalność.” Ryszard Kapuściński, Imperium
Mogłabym już więcej nie pisać, bo „Ale z naszymi umarłymi” jest właśnie o tym. Nie po to tu zaglądasz żeby przeczytać cytat z Kapuścińskiego więc…
Rzecz dzieje się w Krakowie. Mieszkańcy jednej z kamienic ratuję się przed atakami zombie. Nie przejęzyczyłam się, akcja książki rozgrywa się wokół zombi. Umarli wstają z grobów i ruszają na podbój świata. Wśród nich wielcy wodzowie, którzy na czele zombie oddziałów szerzą polskość. Zanim dotrzecie do końca książki Polska będzie na każdym kontynencie.
„Śmieszno-straszna” jest to książka. Gdyby nie groteskowy ton i „kabaretowość” niektórych dialogów, to powaga tematu przygniotłaby mnie jak głaz. „Ale z naszymi umarłymi” jest o tym co tu i teraz. Nacjonalistyczne otępienie i bałwochwalcze podejście do przeszłości. Przerażająco aktualne.
Kiedy „dobra zmiana” przejdzie do historii książka straci swoją moc. Dehnel wskrzesił umarłych, przeszedł się po romantycznych mitach i napisał zaangażowaną politycznie tekst. Powieść dosłowną, fragmentami absurdalną. „Ale z naszymi umarłymi” to udany eksperyment o apokalipsie na wesoło. Lepiej się śmiać niż bać, ale na drugie dno warto spojrzeć.