Nie ma, Mariusz Szczygieł
Przyszedł mój czas na „Nie ma” i warto było poczekać. W dobrym momencie się spotkaliśmy. Po kilku pandemicznych miesiącach i niepewnych następnych „Nie ma” nabrało kolejnego znaczenia.
Po przeczytaniu „Nie ma” zaczęłam się zastanawiać co ma na mnie większy wpływ? To co mam czy to czego nie mam? Rzeczy i emocje z których zrezygnowałam, które mnie ominęły albo przeminęły?
Podobnie sprawy mają się u Mariusza Szczygła, który stara się i to z powodzeniem dotknąć braku. Różnych pustych przestrzeni, które wciskają się w życiorysy choć nie zawsze sobie tego życzymy.
Najdotkliwszym brakiem jest śmierć, przeżycie żałoby. Proces odchodzenia nie zawsze związanego z umieraniem, ale też z zostawieniem kogoś lub czegoś. Szczygieł pisze o braku pamięci. O tym co zapamiętujemy i jak ulotne są to zapisy. Nie ma sprawiedliwości, mimo że doskonale wiemy jak było. Można być radosnym, a nigdy nie posmakować szczęścia i miłości. Żeby było jasne „Nie ma” to nie traktat ontologiczny. To historie przeróżnych ludzi, którzy mają swoje scenariusze na zagospodarowanie pustki. A rodzajów pustki i deficytów jest tyle ilu bohaterów.
Porusza mnie wybór historii i świadoma obecność Szczygła. Odnoszę wrażenie, że nie tylko wybrał, wysłuchał i spisał wszystkie opowieści. Szczygieł w nich uczestniczy. Jest brakującym elementem, który wydobywa ich sens. Widzę to w delikatnej czułości przebijającej przez większość tekstów. Autor uruchamia impulsy pozwalający dotknąć tytułowego nie ma. Dzieje się to w tekście o śmierci kotki Szczygła, znikających rzeźbach czy życiu wpisanym w excel.
Nie mam wątpliwości, że na mój odbiór „Nie ma” wpływa forma tekstów. Jest kilka pełnogatunkowych reportaży, do których autor przyzwyczaił nas przez lata. Ale zdecydowanie mocniej zadziałały na mnie te opowieści, które oddalają się od klasycznego non-fiction. Nie mogę napisać, że to rodzaj dekonstrukcji stylu czy zabawa formą. Bo tekst w postaci tabeli albo wykropkowanych (pustych) miejsc to coś zupełnie innego. „Nie ma” wymaga większego skupienia. Wejścia w buty autora, zadania pytań do już istniejących odpowiedzi. „Nie ma” traciło fragmentami moją uwagę. Chwilami niecierpliwie czekałam na puentę i lekko rozczarowana kończyłam rozdział. Ostatecznie dała mi ta książka dużo dobrego. Nie spodziewałam się, że szukanie pustych miejsc i deficytów może mieć tyle odcieni. Przeskakiwanie między formami, tematami i szukanie nie ma uważam za bardzo dobre czytelnicze doświadczenie.
Nie spodziewałam się, że szukanie pustych miejsc i deficytów może mieć tyle odcieni. Przeskakiwanie między formami, tematami i szukanie nie ma uważam za bardzo dobre czytelnicze doświadczenie.