Powieści

Od jednego Lucypera, Anna Dziewit-Meller

1 gwiazdka2 gwiazdki3 gwiazdki4 gwiazdki5 gwiazdki (1 głosów, średnia: 5,00 z 5)
Loading...

Uważnie śledzę i często czytam książki, które opowiadają historie kobiet albo są o kobietach. Zdarza mi się wpaść na mieliznę spod szyldu „literatura kobieca”, którą dłużej trawię i szybko o niej zapominam. Jednak w większości czytam dobre teksty, które niesione falą feminizmu opowiadają o kobiecości w szerokich kontekstach – ekonomicznych, politycznych, kulturowych, społecznych, geograficznych. Książka Anny Dziewit-Meller jest jednym z tych tekstów. Już na początku napiszę – nie przegapicie i nie pomińcie Drogie Czytelniczki tej książki.

„Od jednego Lucypera” nie oczekujcie feministycznego manifestu w postaci haseł z rozwinięciem. Nastawcie się na dwugłosową powieść o Śląsku i kobietach, które pisały swoją historię na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Na początku poznajemy Kasię, która uciekła ze Śląska do Holandii. Chciała oderwać się od rodzinnych demonów, pracować naukowo i być traktowana na równi z mężczyznami. W Polsce nie mogła na to liczyć, zawsze za jej plecami stał mądrzejszy kolega, który wiedział lepiej co Kasia ma na myśli. Dziewczyna choruje na anoreksję i mimo niechęci do tego co udało jej się zostawić, nosi w sobie tęsknotę za tym przed czym uciekła. Drugą bohaterką jest ciotka, której Kasia nigdy nie poznała – Marijka. Silna i męsko wyglądająca kobieta jest rodzinną tajemnicą. Kim była, jak żyła i dlaczego nikt nie chce o niej rozmawiać dowiadujemy się powoli. Historie tych dwóch kobiet przeplatają się i dużo je łączy.

Historia rodzinna Marijki i Kasi to losy kobiet z 4 pokoleń. Mężczyźni jakoś się w tym świecie nie mogli utrzymać. Anna Dziewit-Meller opowiada o surowych, twardych i silnych Ślązaczkach. Kobietach znoszących więcej niż powinny. Buntujących się, ale tylko wewnętrznie, a na co dzień głęboko zakorzenionych w swoich społecznych rolach. W „Od jednego Lucypera” to co najistotniejsze jest przemilczane. Nie rozmawia się o uczuciach, kłopotach, nie ma miejsca na czułość. Z prababki na babkę, z babki na matkę przechodzą zniekształcenia, z którymi stara się uporać najmłodsze pokolenie. Jednocześnie bohaterkom nie brakuje ambicji, hartu ducha i dążenia do lepszego jutra.

W tym miejscu zębate koło historii zaciska twarde zęby na życiorysach wszystkich kobiet przewijających się przez powieść. Koszmarne powojenne lata stalinizmu, kiedy współzawodnictwo w pracy wykańczało niedożywionych robotników. Straumatyzowani wojną ludzie chorowali psychicznie i fizycznie. PRLowska rzeczywistość z niekończącymi się donosami, szukania wrogów ludu i ciągłej biedy. Następnie narodziny kapitalizmu i nowoczesność XXI wieku. To wszystko w mniej niż 100 lat, a w tym starające się nadążyć za galopującymi przemianami Ślązaczki.

Kobiecość w ujęciu Anny Dziewit-Meller to siła i przekleństwo. Ta książka to spojrzenie w przeszłość, ale nie po to żeby się rozliczyć, tylko po żeby zrozumieć. Kobiety opowiadają o historii, którą tworzą albo są jej biernymi uczestniczkami. To wciąż nowa perspektywa w naszej literaturze. Całe szczęście coraz popularniejsza. „Od jednego Lucypera” angażuje się społecznie, a autorka oprócz ważnych tematów oddaje w nasze ręce dobrze napisaną powieść.