Reportaże

Olimpijki, Anna Sulińska

1 gwiazdka2 gwiazdki3 gwiazdki4 gwiazdki5 gwiazdki (1 głosów, średnia: 4,00 z 5)
Loading...

8 sierpnia 2020 r. w Tokio gaśnie znicz olimpijski. Polacy wracają z medalami. Są w światowej sportowej czołówce. Nic z tego się nie wydarzyło. Pandemia nie pozwoliła zapalić olimpijskiego znicza, ale lata temu polskie lekkoatletki były niezwyciężone. Dopiero międzynarodowy spisek żeby przerwał pasmo niekończących się sukcesów.

Zdecydowanie za cicho było i jest o tej książce. Nie trzeba lubić sportu żeby wciągnąć się w opowieść o Olimpijkach. Wystarczy, że jesteście ciekawe jak zmieniły się świat przez ostatnie 60 lat. Anna Sulińska pisze o zmianach patrząc oczami sportsmenek, ale w życiu tak samo jak w sporcie płeć ma znaczenie. „Olimpijki” to historia o udowadnianiu, że kobiety mają znaczenia. Pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie odbyły się w 1896 r. Kobiety nie brały w nich udziału.  W 1900 r. dziewczyny dołączają do olimpijskich zmagań, ale to rok 1928 kiedy debiutuje lekkoatletyka kobiet, będzie początkiem historii.

Trudno wyobrazić sobie jak wyglądały treningi w PRLu. Mężczyźni mogli liczyć na wsparcie trenerów i masażystów. Mieli łatwiejszy dostęp do infrastruktury sportowej. Kobiety często trenowały same. Wskazówek udzielali im męscy szkoleniowcy, jeśli byli na tyle uprzejmi. Na sale ćwiczeń, boiska i bieżnie w pierwszej kolejności wchodzili faceci. Ale to wszystko nic w porównaniu z faktem, że kobiety trenujące do startu w igrzyskach mogły na nie nie pojechać, bo ich miejsce oddawano działaczowi. Wyjazd na olimpiadę czy zagraniczne mistrzostwa, był jedną z niewielu okazji do opuszczenie kraju. A co za tym idzie do handlu.

Anna Sulińska odsłania kulisy przygotowań do startów. Rekonstruuje plany treningowe, relacje między dziewczynami, trenerami i działaczami. Odsłania zaskakujące kulisy zagranicznych wyjazdów. Suto zastawione stoły, kolorowe ubrania i mnogość towarów w sklepach. Pisze o brakach sprzętowych. Kobiety musiały pożyczać kajaki, a panczenistki ścigały się w wełnianych dresach. Polki trenowały mniej niż ich przeciwniczki bo pracowały. Po urodzeniu dziecka miały trudności w powrocie do sportu. Były określane jako nieperspektywiczne. Panujący niedobór był problemem niezależnie od płci, ale dziewczyny miały jeszcze dodatkowe trudności do pokonania.

Uderzająca i okrutna jest historia Ewy Kłobukowskiej – absolutnie wybitnej sprinterki. W 1967 r. Ewa niespodziewanie znika ze sportu. Oficjalna wersja to kontuzja. Prawda jest inna, działacze z ZSRR i RFN złożyli donos do Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych, w którym podważają fakt, że Ewa jest kobietą. Władze PRL nigdy nie stanęły w obronie sprinterki. Niemiarodajny test genetyczny nie był jedyny, a upokorzenia dotykały wszystkie sportsmenki.

„Olimpijki” czyli portrety kilkunastu kobiet, które zdobywały dla polski medale. Determinacja, wola walki i chęć zwycięstwa nie mają płci, ale do sport jako widowisko to do dzisiaj męska domena. Tym bardziej bohaterki zasługują na miejsce w historii sportu. Przecierały szlaki, zaciskały zęby i szły po najlepszy wynik. To reportaż pełen ciekawostek opisanych w szczegółowym historycznym ujęciu. Osoby lubiące sport na pewno przeczytają go z zapartym tchem, pozostali też nie będą żałować.

 

 

Zdjęcie: Polski Związek Lekkiej Atletyki, www.pzla.pl