Reportaże

San Francisco. Dziki brzeg wolności, Magda Działoszyńskiej-Kossow

1 gwiazdka2 gwiazdki3 gwiazdki4 gwiazdki5 gwiazdki (1 głosów, średnia: 4,00 z 5)
Loading...

Przyłączam się do chóru pochlebców tego reportażu. Początek miałam trudny, ale im dalej w miasto tym coraz lepiej. Książki o urbanistyce to wciąż niszowy temat, jednak za sprawą dobrych tekstów oswajany i ciekawy. Przypomnę „Pojutrze. O miastach przyszłości” – przykład jak z pomysłem pisać o miastach.

Wracam do San Fracisco Magdy Działoszyńskiej-Kossow. Stoję na największym skrzyżowaniu i chłonę puls różnorodności.

„San Francisco. Dziki brzeg wolności” nie jest przewodnikiem, ani kalendarium zdarzeń i miejsc. San Francisco to miejsce, które dzięki swojemu położeniu przyciąga ludzi. A oni budują biznesy, inicjują ruchy społeczne i nadają mu kształt. Zasilają je energią, która jak pokazuje autorka, nie jest zasobem odnawialnym. San Francisco jest miastem ciągłej zmiany, innowacji. Nie akceptuje przeciętniaków, na marginesie lądują ludzie bez marzeń. San Francisco swoją siłę od wieków czerpało z osób napędzanych odwagą, niepohamowanym apetytem na życie. Jednak ambicje to za mało, żeby miasto funkcjonowało. Potrzebny jest system, który przekuje aspiracje w dolary. Nada pędowi właściwy kierunek, a ludziom przyporządkuje zadania. Tak powstaje Dolina Krzemowa i startupy, a świat patrzy jak San Francisco dyktuje kolejne trendy.

Nigdy w Ameryce nie byłam. Wiem o niej tyle co nauczyłam się na historii, opowiedziały mi przyjaciółki i przeczytałam w książkach. Myślę, że znam mit o Stanach, który próbuję zweryfikować za każdym razem kiedy słyszę o USA. Magda Działoszyńska-Kossow nie napisała reportażu pod jakąś tezę. Zbierała historie, z których ułożyła obraz miasta o ludzkiej twarzy. San Francisco to międzynarodowe kariery i sukces technologiczny, ale też przykłady upadku człowieka, chaosu społecznego i wykluczenia. Bezdomni patrzą w oczy miliarderów. Zapracowani techies projektują relaksacyjne aplikacje, z których nie mają czasu korzystać. Miasto goni własny ogon, nikogo nie oszczędzając. Raz na kilkadziesiąt lat wymienia krew w swoim obiegu. Nie zatrzymało poszukiwaczy złota, wyeksplorowało Afroamerykanów, pozbyło się hipisów, a teraz wyciska twórców technologii przyszłości. To miasto żywioł, które żeby utrzymać tempo musi się odradzać – nie tylko gospodarczo i społecznie, ale też geograficznie i urbanistycznie.

„San Francisco. Dziki brzeg wolności” jest reportażem skupionym na człowieku, dla którego autorka ma czas. Z uwagą słucha jego opowieści, a później wplata ją w kontekst miasta. To też galeria postaci – Allen Ginsberg, Janis Joplin, Harvey Milk oraz historycznych i współczesnych zdarzeń. Podoba mi się ciekawość, a czasami zachwyt z jakim autorka podeszła do tematu. Zachęcona książką z przyjemnością poszukałabym swojej definicji San Francisco.