Moja znikająca połowa, Brit Bennet
Przeczytałam tę książkę klika miesięcy temu. Zostawiła mi w pamięci obraz starannej i frapującej historii. Kiedy wróciłam do niej, żeby napisać o niej na blogu okazało się, że w „Mojej znikającej połowie” jest więcej treści niż wcześniej myślałam.
Pytanie, za pytaniem
W amerykańskim miasteczku, którego nie sposób znaleźć na mapie, rodzą się bliźniaczki. Mallard założyli Afroamerykanie, których odcień skóry nie wskazywał jednoznacznie pochodzenia. Byli za ciemni na białych, za jaśni na czarnych. W takich okolicznościach dorastają Desiree i Stella, które w wieku 16 lat uciekają z domu, żeby spróbować swoich sił w dużym mieście. Ich drogi rozejdą się, a życia potoczą diametralnie inaczej. Brit Bennet stara się połączyć ścieżki sióstr. Stawia przed nimi pytania o tożsamość i cenę, którą trzeba zapłacić za ucieczkę. Czy można wybrać swój rodowód, czy jesteśmy tym kogo widzą w nas inni? Autorka przedziera się przez siostrzane więzi i potrzebę zapuszczenia korzeni, żeby wypłynąć na jeszcze szersze wody. Przypomnieć o skutkach rasizmu, szerzących się podziałów i wrócić do epoki kolonialnej.
Tematy, które nie przemijają
Kiedy Stella decyduje się udawać (albo być) białą traci część siebie. Pozbywając się „czarnej” przeszłości pozbywa się Desiree i rodziny. Ten wybór rzuca cień na wszystko co później robi. Uprzedzenia blokują ją na każdym kroku. To skomplikowane mechanizmy, które separują Stellę od otoczenia skazując na samotność. Desiree próbuje odnaleźć siostrę, żeby odzyskać spokój, ale też poznać bezpośrednią relację z „życia po drugiej stronie”. W świecie, który gwarantuje bezpieczeństwo oraz przywileje.
W „Mojej znikającej połowie” widzę z ilu elementów składa się tożsamość. Losy bliźniaczek udowadniają, że na to jak o sobie myślimy ma wpływ sytuacja rodzinna, rola jaką w rodzinie pełnimy, miejsce zamieszkania, kultura z której się wywodzimy, orientacja psychoseksualna, ale też ambicje i wybory. Brit Bennet pokazuje, że fundamenty na których próbujemy zbudować definicję siebie trzeba weryfikować. Mierzyć się z tym co obce i niechciane, szczególnie wtedy kiedy to coś jest częścią nas. W tym przypadku to pochodzenie, złe życiowe wybory i nietrafione związki, które rzucają cień na resztę życia.
Trochę queer’u
Podoba mi się wątek córek Desirre i Stelli. Dziewczyn, które też próbuję odnaleźć swoje „ja”, ale na zupełnie innych płaszczyznach niż ich matki. Odnoszę wrażenie, że ich przypadku kolor skóry nie ma tak dużego znaczenia. W ich przypadku większe znaczenie ma płeć, status społeczny, wykształcenie i droga, na którą młode kobiety weszły, żeby sięgnąć po swoje szczęście. Historie bliźniaczek i ich córek doskonale się uzupełniają. Łączą przeszłość z teraźniejszością sprawiając, że „Moja znikająca połowa” jest aktualną i głęboką analizą złożoności świata.
Może się wydawać, że to opowieść którą już znamy. Powstało tyle książek o przemocy, rasizmie, poszukiwaniu tożsamości, ale „Moja znikająca połowa” ma w sobie świeżość, której do tej pory nie spotkałam. Bohaterki i bohaterowie są z „naszych czasów”, a ich prywatne sprawy to bieżąco omawiane tematy. Myślę, że to głęboka i żywa historia. Rzucająca nowe światło na stare rany.